Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzemieniu cisnął z ganku pod nogi stojącemu Nikicie, który zrazu skłoniwszy się, stał z czapką na głowie i rękami w kieszeniach.
Parobek i chłopak na uboczu przypatrywali się tej scenie z widocznem podziwieniem, jakby pojąć nie mogąc śmiałka, który się ich panu sprzeciwiał.
W tem Dorszak o konia zawołał i oba rzucili się mu go podawać. Nikita też ustąpił nieco, ale nie śpieszył na drugie podwórze, aby zobaczyć, co to będzie za koń i jazda. Wnet też przywiódł parobek deresza z długą grzywą i ogonem, konia widocznie z turków rodem i z turecka osiodłanego. Charty wnet zbiegły i stały przy nim, zszedł też zwolna Dorszak, poklepał konia po szyi, na siodło skoczył i słowa już nie mówiąc, pojechał ku bramie. Tu stanął i zawrócił się.
— Słysz, ty! — odezwał się, ręką wskazując Nikitę — a kiedyż te wasze goście tu być mogą?
— Nie wiem, to w liście stać musi, mnie nie mówiono.
— A jak ci się zda?
Nikita ruszył ramionami.
— Nie wiem nic — powtórzył.
— Jakąż drogą jaką?
— Tego mi nie mówili!
— Stoś... zjadł... a cóż wiesz! — krzyknął Dorszak.
Nikita spokojny zawsze, ziewnął, ręką się zasłaniając (grał umyślnie nieświadomego) i rzekł powoli:
— Ono to wiem, że mam mieszkanie i stajnie i co się patrzy gotować.
Dorszak spojrzał nań, konia zaciął gniewny i ruszył kłusem.