Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zasnął Nikita. Długo sen go nie brał, ale znużenie przemogło. Że się między dwojgiem okien położył, świtanie go zbudziło. W karczmie też ruch się rozpoczynał. Wstał co prędzej, pomodlił się, wódki na ranny chłód nie odmówił, chlebem z czosnkiem zakąsił i na zamek szedł.
Słońce już było weszło gdy w bramie stanął. Naprzeciwko, w domu na wschodkach stał właśnie Dorszak i ludzi zwoławszy hałasował, dopytując o niego. Zobaczywszy idącego krzyknął zdaleka:
— A coście to na zamku nie nocowali?
— Albom ja to się z tego rachować obowiązany? — rzekł spokojnie Nikita.
— A juścić! jam tu podstarości.
— Ino nie nademną — odparł Nikita — z przeproszeniem Jegomości, jam tu gość i mnie pod rozkazy wasze nie poddano.
— Więc ja mam was słuchać! — wrzasnął Dorszak.
— Ja też rozkazywać nie myślę — mówił, zbliżając się Nikita, a strachu nie znam i nie zlęknę się nikogo.
Popatrzał nań z góry Podstarości i zmiękł nieco.
— Cóż, zły był nocleg na zamku? — zapytał.
— Weselej mi się zdało w karczmie — rzekł Nikita — i po wszystkiem.
— Tożeście chcieli komnaty dla państwa oglądać — zwrócił Podstarości.
— I na tom gotów.
— A ja czekać na was nie mam czasu — podchwycił, brzękając pękiem kluczów, Dorszak — ja muszę jechać.
— Aby klucze... ja sobie obejrzę sam, co potrzeba.
Słysząc to podstarości, z gniewem pęk kluczy na