Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/328

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trup. Jadzia przypadła doń i głosem swoim do życia go w moich oczach przywołała. Chłopiec temu nic nie winien, ale ich trzeba rozdzielić. Widziałeś co się z nią stało, gdy przyszła wiadomość o jego śmierci?
— O małośmy dziecka nie stracili!
Westchęła Miecznikowa.
— Teraz, gdy się już z tą myślą oswajać zaczęła, ten powraca.
Załamała ręce. Miecznik stał jak wkuty do ziemi, pobladł, zmienił się, usta wydął.
— Chciałoby się nie wierzyć tej biedzie, rzekł zmienionym głosem, — ale ty, moja droga, masz oczy kobiety i matki, musi to prawdą być.
— Głowę tracę.
Oboje zaniemieli na chwilę, Miecznik się przechadzać zaczął sumując.
— Co tu począć?
— Ja ci się z radą nie śmiem wyrywać — rzekła powoli Miecznikowa. Nikita może się jeszcze nie wygadał, zawołaćby go, zakazać mu, żeby nikomu ani pisnął, a posłać do Janasza, niech do Krakowa do króla jedzie. Dziewczę zapomni, Kasztelanic się znią ożeni, i....
Miecznik głową trząsł:
— Komplikacya — zawołał — a w dodatku kłamstwo, a nuż się wygadają! I znowu chłopca mi żal, ja mu życie winien, a odpędzę go od progu jakby on tu co zgrzeszył. Przecież jejmość mówisz sama, że on tego na sumieniu niema. Jakże z nim tak postąpić?
— Wszystko to prawda, łagodnie zaczęła Miecznikowa, ale tu o dziecka jedynego szczęście i spokój chodzi.