Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/325

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zobaczę jutro konia — którego ci dali?
— Żarnowskiego gniadego.
Sapnął stary.
— No — to ruszaj spać.
— Proszę jaśnie pana, choć to może nie pewne, ale w gospodzie byli ludzie jadący z Krakowa. Otóż jeden z nich bajki plótł.
— Co za bajki?
— Że tam dużo jeńców naszych król jegomość wymienić kazał teraz, i że jeden z nich do Mierzejewic o furę pytał.
Miecznik przyskoczył do niego z oczyma iskrzącemi.
— Na Boga! nie pytałeś jak wyglądał?
— Mówili, że młody, tylko zmizerowany.
Łzy stanęły w oczach Miecznikowi i ręce podniósł do góry.
— A! gdyby też Bóg cud uczynił! gdyby to był Janasz poczciwy — cobym dał! cobym dał!
— No, tak z opisu toż się zdaje — dołożył Nikita patrząc mu w oczy i uśmiechając się dziwnie.
Zboiński wpatrzył się w niego i więcej się począł domyślać niż słyszał. Przystąpił doń i uderzył go po ramieniu.
— Ty coś wiesz! gadaj! nie bierz mnie na męki.
— Proszę pana, ja myślę, że on żyje!
— Myślę! myślę! mów, wiesz i lękasz się powiedzieć. — Co to, ja dziecko? trutniu jakiś.
Nikita się w głowę poskrobał i za kolana go pochwyciwszy, wybuchnął:
— Jaśnie panie, Janasz żyje! żyje! na mojem go oczy widział.
Miecznik podskoczył, ale też do łóżka się odwró-