Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/316

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

doń niezmiernie czule ściskać, szepleniącym i cieniuśkim odzywając się głosem:
— Kochaneczek! Korczak! mój Boże, nasza krew, z niewoli! z tureckiej! Niech cie uścisnę, mój gołąbku!
Janasz dał się uścisnąć, w ramię go pocałował, już poczuł stęchliznę kontusza, ale wnet odstąpił. Korczak stary siadł i jak w tęczę w niego patrzał — zmrużonemi oczyma, powtarzając — gołąbeczek!
— Pan Korczak — rozśmiał się Zbylutowski — bardzo was chciał poznać. Wszakżeście krewni.
— Myślę, że dalecy — odparł Janasz.
— Albo dalecy albo i nie tak bardzo, gołąbku mój, rzekł stary, twój dziad był Fabyan, a z moim ojcem Sebastyanem rodzeni byli, tak, kochanie moje. Nam w rodzinie zawsze się nieszczęściło. Wola Boża, kogo kocha Bóg temu krzyże zsyła, tak! mój gołąbku. Waszecia ojciec wszystko stracił, mój także; nie miałem nic, wyszedłem w świat w łatanej koszuli.
— Aleś się waszmość za to pięknej fortuny dorobił — rzekł Zbylutowski.
Stary rękami potrząsł.
— Ja? któż to wam mówił. Nędza! długi, bieda! nieurodzaj, procesa, pieniacze; ostatni grosz patronowie wyssą z kieszeni.
Nędzarz jestem! —
Spojrzał na Janasza, który nie mówił nic. Pilno mu było myśleć o podróży, ale Zbylutowscy od obiadu puścić nie chcieli. Misa już szła na stół z krupnikiem. Niespodziani goście czynili przyjęcie nieco trudnem, talerze się jakieś znalazły, ale łyżek brakło.
Okazało się że stary Korczak, obyczajem dawnym,