Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/314

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Miecznika żadna siła nie pohamuje, gdy nań chwila taka przyjdzie.
— Ja go znam, to prawda — rzekł król — a i waszeć dobrą odbyłeś pokutę. Turcy cię za umarłego podawali przy wymianach, a potem się na okup zasadzili, ale przecie jakoś się udało.
— Przybyłem do stóp Waszej Królewskiej Mości podziękować.
— Chwała Bogu, chwała Bogu i Bogu nie mnie dziękuj. Miecznik tam asindzieja bodaj opłakał, bom mu doniósł, że umarłeś. Ucieszy się, gdy cię żywym zobaczy.
Popatrzał król na niego.
— No — wyglądasz jak wracający z niewoli, wytchnij tu sobie — rzekł — a masz-że jaki grosz przy duszy, czy nie?
Janasz zmilczał.
— Pewnie jak święty turecki, od Turków wracasz — dodał śmiejąc się i odwrócił zaraz do stojącego za nim marszałka dworu:
— Dwadzieścia czerwonych złotych każcie mu wyliczyć, a ja się z Miecznikiem porachuję.
Janasz się skłonił.
— Odpoczywaćbym tu nie chciał — odezwał się — i prosiłbym, żebym mógł zaraz jechać.
— No — to jedź — a Miecznikowi powiedz niech mi się wysztyftuje, bo aby cokolwiek ciepła, musi zemną znowu iść. A waszeć? — zapytał Sobieski.
— Gdyby p. Miecznik się zgodził, miałbym się za szczęśliwego, gdybyś mi W. K. Mość pod swoją chorągiew zaciągnąć się pozwolił, choćby w cudzoziemskim autoramencie, bo pocztu jako sierota niemam z czego wystawić.
— To ci się nawet należy — odezwał się król — boć