Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/313

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i skromna z synaczkiem na ręku. Tego zaraz mężowi oddała, aby się z jego wąsami bawił, a sama poszła o jedzeniu pomyśleć.
Tak szczęśliwie Janasz, który się tu obawiał zostać bez znajomych i pomocy, znalazł ją w Zbylutowskim, chętną i serdeczną.
Rad się był coś o Mieczniku dowiedzieć, lecz szlachcic mu w tem posłużyć nie mógł. Reszta dnia zbiegła na wypoczynku i przypomnieniach niewoli. Zeszło się i więcej ciekawych i do nocy gwarzyli. Nazajutrz począł się Janasz krzątać, żeby na zamek do króla trafić i o Mieczniku dostać języka. Wszyscy mu radzili tak iść jak stał, to też Korczak uczynił. Ale na zamek do króla się dostać nie było łatwo, bo cały Boży dzień dziedzińce były pełne senatorów, duchowieństwa, cudzoziemców, wojskowych, ciżby wszelkiego rodzaju i języka. Zameldował się więc Janasz jako powracający z niewoli i czekał.
Było z nim kilkudziesięciu uwolnionych, więc Sobieski ich razem do ucałowania ręki przypuścił. Pamięć miał prawdziwie hetmańską, bo kogo raz, szczególniej w polu i wojsku widział, rysy sobie natychmiast przypominał a często i nazwisko.
Janasza spostrzegłszy, stanął i myślał długo. Uderzył się w czoło.
— Gdzie ja waszmości widziałem? — odezwał się.
— Pod Zeczynem, N. Panie, gdym z okupem dla p. Miecznika Zboińskiego przybył.
— Już wiem! tak — rzekł Sobieski, ale mu się twarz chmurą okryła — i oba z Miecznikiem pięknieście się mi spisali, jak dwu wartogłowów. Żeś też waszmość od tego kroku nie powstrzymał starego, co go omal życiem nie przypłacił!
— Jam niewinien N. Panie — odezwał się Janasz,