Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/312

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

króla i królowej pełniuśkie było ludzi, Janasz szukał jak błędny kwatery, gdzieby mógł się oczyścić i odpocząć, gdy z konia zsiadłszy a wiodąc go za sobą, poczuł nagle, że mu ktoś na szyję rękę zarzucił i całować go począł.
Odwrócił się nagle i postrzegł do niepoznania zmienionego Zbylutowskiego.
Odżywił się już był na krakowskim chlebie, wybielał i przyrumienił, a strój piękny czynił go nowym człowiekiem.
— Otom szczęśliwy! — krzyknął na cały głos Zbylutowski — jam tu z żoną i z dzieckiem od tygodnia. Jak na nowo powrócony do życia, cieszę się, rozkoszuję i nigdy mi tak nie smakował świat jak dziś, gdym pożegnawszy się z nim, napowrót doń powrócił. Niechże się z tobą podzielę szczęściem, towarzyszu niedoli.
Zaczęli się ściskać w ulicy, aż ludzie ich kołem otoczyli z ciekawości. Janasza po stroju było poznać, że z niewoli wprost jechał.
— Zajeżdżaj do mojej gospody — zawołał Zbylutowski — żonka się postara, abyś głodnym nie był. Porwał go tedy pod rękę i wiódł jak swojego.
— A chcesz — rzekł po chwili szlachcic, to cię jeszcze ze Skwarką Korczakiem poznam, wszak ci tu jest! widziałem go. Wyszedł na dziadka kościanego, tak zestarzał, a kaszle, dychawicę ma czy co...
— Bóg tam z nim! anim jego ani dychawicy nie ciekawy — odezwał się Janasz.
Tak rozmawiając, do gospody się dostali. Nie osobliwa była, ale dla Janasza izba, a dla konia kawał żłobu się znalazł. Nie dając odetchnąć Korczakowi, Zbylutowski go do żony poprowadził, której wiele o nim opowiadał. Kobiecina była młoda