Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/309

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

twardo dusza siedzi w ciele, będzie tej męki na długo. Byle człek modlitwy nie zapomniał i w bydlę się nie zmienił. —
Tymczasem stało się to, czego się najmniej spodziewano: jednego poranku wyciągnięto Zbylutowskiego z izby i zapowiedziano mu, że go wymienić mają. Zrazu nie mógł swego szczęścia zrozumieć, tak przychodziło nieoczekiwane; potem osłupiał, wreszcie całkiem oszalał. Janasz miał tylko czas żegnając się z nim, prosić go, aby o nim doniósł, że żyw jest, bo Turcy różne czasem wieści puszczali, i że cierpliwie czekać będzie, aż nań kolej przyjdzie wydobycia się z niewoli.
Został więc Janasz sam znowu i z podwójną robotą, bo na niego za obu spadła. Minęły znowu tygodnie i miesiące. Zbierało się już ku wiośnie, gdy Aga przybywszy raz z zamku, więźnia do siebie zawołać kazał.
Młody ten Turek, którego zdala tylko widywał dotąd Janasz, nielitościwym był dla ludzi swych i jeńców. Zdziwił się wielce Korczak, gdy mu do niego iść kazano, bo do nowej winy się żadnej nie czuł. Przez czas pobytu swojego nieco języka się nauczywszy, mógł rozumieć cokolwiek i bez tłumacza, ale Słowak, który z nim szedł, miał służyć za drogmana.
Gdy go do izby wyprowadzono i stanął u progu, długo milcząc czarnemi oczyma wpatrywał się w niego i badał Turek; naostatek pytać go kazał, z zaklęciem na Proroka Chrystusa, (jak się wyrażał) ktoby on był w istocie, i jakie miał środki do wykupu?
— Żadnych a żadnych nie mam — odpowiedział Janasz, jestem sierota, ubogi i oprócz łaski pana, u którego służyłem, nic więcej nie posiadam. Tu-