Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/310

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rek wołał, że to nie może być, że tyle starań o niego czyniono, iż ze znacznej rodziny być musi.
— Gdyby w istocie tak było, dawnobyście okup otrzymali.
Nie mogąc więcej nic z niego dobyć, odprowadzono go napowrót do izby. Słowak, którego obejście się z jeńcem cokolwiek się zmieniło, powiedział mu na ucho, iż o wymianę i okup przysłano i że za niego syna jakiegoś Paszy ofiarowano, a Aga tysiąc jeszcze dukatów mieć żądał.
Do wieczora nie zmieniło się nic; trocha nadziei wstąpiło w Janasza, ale gdy się nic do późna nie doczekał, westchnął i położył się w słomie, nie myśląc o tem więcej. Nazajutrz rano o tej godzinie gdy zwykle do roboty go pędzono, nie przyszedł nikt. Później dopiero nieco Słowak drzwi otworzył, i Janasz ujrzał tego samego Węgra, z którym pierwszą razą przybył, uśmiechającego się doń zdaleka.
— A toć waszmość chwała Bogu żyw — odezwał się, bom sądził, że cię już dawno na tym świecie niema. Turcy przy wymianach, znać posądzając, żeś coś więcej wart od drugich, mówili waszmości umarłym.
Uszom swym nie wierząc prawie, wstał Janasz, ale też mu kajdanki na zamek zakładane zaraz Słowak zdjął i puścił. Do młodego Agi nie było po co iść, ale na zamek do ojca jeszcze go zaprowadzono, gdzie obu kawą poczęstowano, a Węgier zaraz od żołnierzy odzież kupił, bo Janasz był straszliwie odarty i w łachmanach cały. Ledwie się odziawszy chciał spieszyć Bogu dziękować za swobodę — ale i konia jeszcze dostać było potrzeba i Węgrzyn miał innych do wydobycia z niewoli. Tak się ich zebrało Polaków i Niemców do dziesiątka — i w wesołem