Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/304

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

najmniejszego strachu i bólu. Postawa jego i to milczenie zrobiły nawet na Turkach wrażenie.
Pasza, gdy ich wprowadzono, rzucał się jak wściekły na swoich poduszkach i znowu śmiercią groził. Rozkazał Węgrowi pytać jeńca o ucieczkę, ale Janasz odrazu odparł tylko, że niema nic do powiedzenia, a robić z nim mogą co chcą, bo jest w ich mocy.
Węgier więc za siebie i za niego tłumaczyć się musiał.
Stanęło na tem, że Korczaka Pasza zatrzymać postanowił i za nic go wydać nie chciał, a Węgra rad nie rad puścił, domagając się przez niego wydania uwięzionych w Zeczynie, za których Janasz miał gardłem odpowiadać. Gdy ich potem obu razem wyprowadzono, zbliżył się do Węgra Korczak i prosił go tylko, aby królowi o losie jego oznajmił. Zdawało się, że Miecznik nocą uchodząc, przedrzeć się musiał do obozu niemieckiego lub polskiego, gdyż o pochwyceniu go wiadomości żadnej nie było. To pocieszało Janasza, który już wcale ani rany, ani ciężkiej niewoli nie żałował.
W istocie była ona nad wyraz wszelki ciężką i bezlitośną. Słowak renegat, wszyscy słudzy i młody Aga mścili się na nim za stratę koni, bo drugi padł od rany zadanej mu pałaszem w głowę, a obchodzili się jak ze skazanym na śmierć. Jedzenie rzucano mu jak psu i to takie, które zaledwie na utrzymanie życia starczyć mogło, na noc zamykano w tym samym lochu — i kajdany zdejmowano tylko wtenczas, gdy pod dozorem pracować musiał czyszcząc stajnie i podwórze. Nieumiejętność języka oszczędzała mu przykrości jakiejby doznał słysząc nieustanne łajanie i szyderstwa.