Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/303

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wstało między pogonią, która go chwytała, zdało się, że miał czas ujść niepostrzeżony.
Pochwyciwszy go więc Turcy i natychmiast ręce związawszy, nie zważając na ranę, okładając razami zaciągnęli napowrót do domu Agi. Tu wszystko było na nogach, gotowe na przyjęcie nieszczęśliwego. Miecznik tak długo siedział w niewoli spokojny, iż Janaszowi przypisywano zachęcenie do ucieczki i jej ułatwienie. Znęcano się więc nad nim jako nad winowajcą.
Chciano go zrazu ściąć bez dalszego rozpatrywania sprawy, przyszła potem rozwaga i okutego w kajdany zamknięto do osobnego, wilgotnego lochu, do którego woda ściekała, i w którym kamienia nawet nie było, aby na nim usiąść sucho.
Janasz nie rozumiał języka; na wszystkie krzyki i łajania, nie odpowiadał nic, stał cierpliwie znosząc razy i wrzaski. Dano zaraz znać do zamku, gdzie Węgier nocował, ażeby i tego jako współwinowajcę uwięzić.
Z tym jednak nie poszło łatwo, gdyż zemstę im przypomniał, jaką król zapowiedział, jeśliby któremu z nich włos spadł z głowy.
— Kilka dni się zwlecze — rzekł — a jak niepowrócą, głowy tureckie spadną.
Postawiono więc straż przy nim na noc i tak się przewlokło do rana. Do dnia przyprowadzono go przed Paszę, który już o przygodzie nowej był uwiadomiony i Janasza też w kajdanach przywieść kazał. Turcy już naprzód pochwyciwszy go odarli do koszuli, zabrali suknie, pieniądze, szablę i stary dali przyodziewek tylko. Z lochu do zamku był kawał drogi po błocie, który Janasz przebył plącząc się w łańcuchach na bosych nogach, ale bez oznaki