Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ale wnet odwróciła się, zmierzyła go oczyma strasznemi, ręka jej sięgnęła do pasa pod suknię.
Dorszak znać zrozumiał ten ruch i cofnął się. Syczał przez zęby.
— Żmija — gadzina!
— Raz w życiu ścięgnąłeś na mnie rękę, odezwała się kobieta drżącym głosem — naówczas nie spodziewałam się, aby mężczyzna śmiał się targnąć na żonę... a i tu jeden raz odpłaciłam ci jak byłeś godzien. Od tej chwili bez noża nie stąpię, tknij mnie a zginiesz. Wiesz, żem silna i że się ciebie nie boję.
Zmierzyli się oczyma. Dorszak po głowie potarł ręką drżącą.
— E! gdyby nie twój ojciec! gdyby nie matka!
— Gdyby nie posag! — szydersko wtrąciła Agafia.
— Dałbym ci ja, siedziałabyś pod kluczem zamknięta jak pies na łańcuchu.
— E, gdyby nie Bóg, nie sumienie, Pawle, dawnobyś nie żył, a jabym była wolną, odpowiedziała kobieta, której oczy pałały.
Podszedłeś rodziców mianując się panem na Gródku, a kto wówczas wiedział, żeś rozbójnik.
— Milczeć! — krzyknął Dorszak — milczeć — dosyć tego, baby nikt nie przegada, a no zobaczemy nakońcu, kto tu kogo zmoże.
Rozśmiała się Agafia.
Za progiem słychać było stąpanie ciężkie. Dorszak się odwrócił. Powoli odchyliły się drzwi i posłaniec Mierzejewicki rozglądając się ciekawie, stanął w progu.
— Niech będzie pochwalony — rzekł.
Dorszak coś mruknął, kobieta podniosła się i odpowiedziała cicho — na wieki.
— Czego chcecie? — spytał podstarości.