Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że mi ten twój chleb smakuje, co go mi codzień posypujesz popiołem? Czy ja nie wiem zkąd się twe mienie bierze i jak na nie zarabiasz?
Dorszak się zerwał z siedzenia.
— Jak? jak? mów! krzyknął podnosząc cybuch.
— Nie trzeba mówić, spokojnie oczu na niego nie zwracając, odezwała się kobieta — wiesz ty co te twoje mienie znaczy i zkąd płynie.
Mruczał coś niezrozumiałego gryząc cybuch Dorszak, ale się pomiarkował i zmilczał.
— Chcesz mieć spokój? dodała kobieta — ja chętnie do rodziców powrócę, ino puść.
— Żona z mężem żyć powinna — słyszysz — zawołał Dorszak.
— Dawnobyś się mnie pozbył — odrzuciła kobieta, gdyby nie to, że się po mnie spodziewasz posagu, na któryś chciwy.
— A pewnie, bo mi się należy za to, żem sobie taką kwoką świat zawiązał — począł Dorszak. Diabeł cię wiedział, gdyś młodo i pięknie wyglądała, że mi życie zatrujesz! Myślałem, że biorę potulne i posłuszne stworzenie, a gałąź ostu dostałem. Jam nie takiej potrzebował kobiety za żonę, a tyś była na mniszkę stworzona.
Kobieta nie odpowiadała już, zanurzona w myślach, cisnęła białe ręce, aż słychać było jak w stawach trzaskały. Głowę opuściła na piersi, nie widać było łez, ale się ich łatwo mógł domyśleć Dorszak, który dziko na nią spoglądał.
— Ot to moje śniadanie i obiad i wieczerza, — rzekł — człek do domu powraca jak do piekła!
Twarz mu zapaliła się, podniósł cybuch, zdawało się że uderzy siedzącą kobietę, która drgnęła tylko,