Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

li — ale ja tak i twardszy od nich. Otóż, jak widzisz, nic mi, do ich chleba nawykłem. Apetyt mam jakiego nigdy nie było.... drwię z nich.
Janasz go począł po rękach całować.
— Puścić mnie muszą, a pieniędzy nie będą widzieli!
Nagle z zamyślenia jakby wychodząc, wtrącił Miecznik.
— Kobyła bułana oźrebiła się?
Janasz osłupiał.
— Tak jest — bąknął.
— Mówiłem, że źrebak będzie — nieprawdaż?
Naprawdę Korczak o niczem nie wiedział, ale potwierdził.
Uścisnął go za głowę stary.
— Ty myślisz — odezwał się — że ja na twoje przyjęcie taki dobry humor dobyłem z zapasu? Jako żywo! ciągle go mam i z Turków drwię. Wściekają się, a ja się śmieję. Skorzystałem z niewoli tyle, żem się cale nieźle tego ich psiego języka poduczył i mógłbym z biedy drogmanem być.
Janaszowi się na łzy zbierało, a stary śmiał się. Wprawdzie na twarzy niewola się mocno wypiętnowała, lecz oczy śmiały się jak zawsze. Począł rozpytywać o wszystko.
Treści nie brakło do opowiadania, ale Korczak to tylko mógł mu donieść coby próżnej z sobą nie przyniosło troski, bałamucił więc i wywijał się różnie, szczególniej o całej podróży na Podole i przygodach doznanych zamilczawszy.
Godziny płynęły niepostrzeżone.
— Panie — odezwał się Janasz — Węgier tam układa się o uwolnienie nasze, ale Turcy się upierają.
Ja myśl mam inną. Jeśli przyjmie Pasza, zosta-