Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/294

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tnie. Chociaż tak okrutnie tą nędzą zmienionego, poznał go zaraz Janasz.
Nie rychło zamyślony jeniec głowę odwrócił, lecz spostrzegłszy we drzwiach twarz, której sobie wytłumaczyć nie mógł, a do tego wychudzoną i zmienioną — przestraszony przeżegnał się.
Jak w tęczę patrzał milczący na Korczaka, gdy ten mu się płacząc do nóg rzucił. Dopiero ręce podniósłszy do góry, zawołał:
— Janasz! ty! zkądżeś się wziął?
— Umyślniem przybył, panie, po was, dla uwolnienia waszego.
— Z domu? wprost?
— Tak jest.
— Jejmość! Jadzia! mów.
— Wszyscy zdrowi.
— Bogu chwała? — odetchnął Miecznik.
— Ale ty jak z krzyża zdjęty.
— Chorowałem.
Zamilkli.
— Podróż jak poszła?
— Dobrze — dobrze — zawołał Janasz; niechcąc opowiadaniem na razie go zatrważać. Natychmiast po powrocie wysłała mnie pani do obozu, a król jegomość pozwolił tu dojechać. Agę i jego syna i trzydziestu ich przedniejszych zatrzymał dla was, aby wymienić.
— Dobry król.
— Jam przywiózł pięć tysięcy dukatów.
— Ha? zkąd?
— W Gródkuśmy skrzynię znaleźli.
Miecznik się poruszył.
— Ani grosza tym zbójom nie dam. Milcz — i z tem mi się nie odzywaj. Dosyć mnie namęczy-