Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/292

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Węgier go spokojnie słuchał aż wszystką swą złość wywarł, dopiero spokojnie rzekł:
— Nie potośmy tu przyszli, abyśmy tych obietnic słuchali. Wiecie co się stało. Król swojego sługi który u was w niewoli zostaje, domaga się. Przyrzekliście go wydać i zatrzymali, wziął więc waszych przedniejszych, Agę-Czorbadżego i jego syna i trzymać ich będzie, póki tego nie wydacie, po któregośmy tu przybyli.
— Ja królewskiego sługi nie mam, bom go synowi darował — rzekł Pasza — z nim o okup się układajcie.
— Nie o okup myśmy się tu przyszli umawiać ale o wymianę. Król wam daje więcej niż złoto, bo potrzebnych wam i mężnych dowódzców waszych.
Zmilczał Pasza.
— My ich i tak odzyskamy — mruknął, a tego wykupić musicie!
Janasz nie rozumiejąc jak sprawa stała, mięszać się nie mógł — uprosił wszakże Węgra, aby mu widzenie się z Miecznikiem wyrobił. Niecierpliwie czekał Korczak, jaki skutek weźmie umowa i owo bełkotanie Turka z Węgrem, o którem tyle tylko wiedział, iż się mocno sprzeczali. Naostatek Węgier mu opowiedział, iż jeśli chce, nazajutrz z Miecznikiem dzień spędzić może, gdyż teraz noc już była i jeńcy w lochu zamknięci.
Turcy przybyli z nimi znać musieli opowiedzieć Paszy, że królowi wielce chodziło o uwolnienie sługi swojego, gdyż się zaciął i zarzekał, że go inaczej nie da jak za dziesięć tysięcy sztuk złota.
Na tem tego wieczora stanęło.
Pasza nieco ostygnął i odprawił ich na nocleg w zamku pod strażą. Dano im izbę osobną, zimną, w której rogoży i wojłoków tyle było, żeby się na