Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/291

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przejęci. Wzrok ich, postawa i mruczenie ciche, nic dobrego nie wróżyły. Węgier milczał, Janasz się opiece Bożej powierzał, jedno sobie powtarzając, iż bądź co bądź Miecznika oswobodzić musi, choćby sam miał tam przepaść.
Drugiego dnia nad wieczorem ukazał się zameczek przez Turków zajęty i pogorzelisko około niego a dom ów murowany, w którym u syna Agi, Miecznik w niewoli zostawał. Najprzód jednak przewodnicy zmusili Węgra i Janasza na zamek iść do Paszy. Gdy do wrót przybyli, a z załogi postrzeżono swoich, którzy dwu chrześcian prowadzili myśląc iż to byli jeńcy, uradowano się wielce. Wkrótce jednak radość ta spełzła, gdy poczęli przybyli opowiadać, że Zeczyn został wzięty. Wielka wściekłość opanowała ich, na zamku ruch się wszczął ogromny, a stojący w podwórzu, wśród odgrażającego się tłumu mogliby paść ofiarą, gdyby przewodnicy nie zapowiedzieli co im król mówił i jako bezpieczeństwo posłów poprzysiądz musieli. Godzina dobra upłynęła, nim się na zamku nieco uspokoiło, a do Paszy ich puszczono. Węgier tu głównym był, bo się po turecku mógł rozmówić, Janasz szedł za nim.
Wprowadzono ich do tej izby, którą opisywał Pacuk, a zastali w niej znowu Paszę z cybuchem, na poduszkach, z szablą i buńczukiem wiszącemi nad głową. Człek był stary, z brodą długą, z różańcem w jednym ręku, z nogami podkurczonemi. Oczy miał z gniewu krwią nabiegłe. Zaledwie weszli a Węgier mówić począł, wybuchnął Pasza z odgróżkami, iż za wszystko Polakom zapłacą, że stokroć większe wojsko ściągną i kamienia na kamieniu nie zostawią.