Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/290

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lubię. Wczoraj z drogi, a dziś na ochotnika poszedł.
Janasz był lekko draśnięty w rękę.
— Chciałem też mieć szczęście pod rozkazami króla przelać krwi kropelkę za wiarę świętą.
Król głową skinął i wąsa pokręcił.
— Cóżeś tam słyszał? Denhoff ich widzę puszcza wolno?
Turcy w tej chwili poczęli się przez wrota tłoczyć, mimo króla ciągnąc. Przyskoczył Denhoff.
— Nie może to być — zawołał Jan, abym ich puścił wolno wszystkich, kiedy oni mi Miecznika trzymają, mimo obietnicy. Agę z synem i co przedniejszych zatrzymać, aż go uwolnią.
Wstąpiła dusza w Korczaka, widząc jak król o Zboińskim pamiętał. Napróżno się Turcy prosili, błagali i wymawiali — nie pomogło nic. Janaszowi zaraz myśl przyszła, ażeby z tych zatrzymanych w niewoli korzystać i gdy Zeczyn zajmowano, przez Kożuchowskiego się jął u króla dopraszać, aby mu ze dwoma Turkami dozwolono jechać, i wydania Miecznika domagać się w zamian za Agę, jego syna i zabranych przedniejszych dowódzców.
Zrazu król się opierał, kogo innego wyznaczyć chcąc, potem Węgra dodawszy, zezwolił, Turkom jadącym z niemi przez tłumacza zapowiadając, że jeśliby posłom włos z głowy spadł, jeńców natychmiast śmiercią ukarze.
Tak tedy króla pożegnawszy i nasłuchawszy się nauk i przestróg wielu, jak sobie miał poczynać, Janasz tegoż dnia przed wieczorem w niebezpieczną wyruszył drogę.
Turcy dodani, choć się sprawowali spokojnie, milczący jechali i widocznie gniewem na giaurów