Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/289

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

choć znajomych nie było znaleźć łatwo, przyjaciele zaraz się nastręczyli — i Korczaka wzięto, bo każdy był z Polski nowin chciwy.
Wojsko znać było zmęczone wielce pochodem a nieustannemi utarczkami pognębione, lecz duch w niem panował i ochota niezmierna. Łupów najrozmaitszych namioty i wozy były pełne.
Za bezcen sprzedawano najosobliwsze sprzęty, z któremi nie wiedziano co czynić, bo ich za sobą wieźć nie było podobna. Wychudzeni, ogorzali, pomarzli, odarci, często głodni, śmieli się rycerze, wesołością nadrabiając, gdy czego brakło. Janasz się owego wieczora nasłuchał dziejów, których przez życie całe nie zapomniał. Sami je bohaterowie opowiadali, nie szukając z nich chluby.
Nazajutrz szturm miano przypuścić do Zeczyna, w którego murach odkryto wyłom na prędce kołami i ziemią zabity. Jak świt ruszono się z obozu, a Korczak wytrzymać nie mogąc, na ochotnika się wprosił pomiędzy jazdę. Rychło jednak konia rzucił, a sam z innemi, szablę dobywszy, pobiegł do szturmu, który ze dwóch stron przypuszczono. Niemal jednym z pierwszych dostał się mimo gradu kul pod wrota, pod które już petardę miano podsadzić, aby je podpalić i skruszyć, gdy naparci Turcy i z tej strony i wyłomem przez cisnącą się piechotę regimentu Denhofowskiego, wywiesili białą chorągiew.
Król sam stał na koniu nieopodal, gdy się Denhof z Agą Czorbadżym umawiać zaczął. Zezwolono aby z życiem szli wolni, bez broni i bagażów. — Janasz z wyprawy swej powracał mimo tego miejsca, na którem król stał. Poznał go Sobieski zaraz i skinął aby się zbliżył.
— Dzielne serce — zawołał śmiejąc się — takich