Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Takam ja dziś jak byłam wczoraj — odparła krótko.
— Człowiek do domu się przywlecze i niema do kogo gęby otworzyć, ani z kim pogadać poczciwie!
Kobieta ruszyła ramionami i zmilczała. Dorszak, jakby dalej rozmowy prowadzić nie chciał, podniósł głowę ku drzwiom i począł wołać:
— Tatiana!
W progu ukazała się kobieta.
— Kumysu! krzyknął...
— Tatara z ciebie zrobili — szepnęła siedząca na poduszkach — i nietylko do kumysu ale i do ich obyczajów nawykłeś.
Jakby nie słyszał tej wymówki Dorszak, siedział zamyślony — kobieta przyniosła wysoką szklankę z białawym napojem, który wychylił chciwie, wąsy otarł i dopiero po odejściu sługi, począł jakby sam do siebie:
— A czemu nie mam być Tatarem! mają oni rozum. Bujają w stepie, pracować nie potrzebują.
Żyją w swobodzie i Murzy ich bogatsze od nas... Mało to oni łupów nabiorą...
— I to się wam życiem do zazdrości wydaje, taka pogańska włóczęga... poczęła kobieta...
— Co ty, babo, znasz! co ty rozumiesz! krzyknął Dorszak — siedziałabyś cicho! Mnie ty będziesz rozumu uczyła, co złe a co dobre? wiem ja i bez ciebie, o radę cię pytać nie będę.
— Toż to i bieda — westchnęła siedząca... inaczej byś żył, gdybyś mnie słuchał i byłoby błogosławieństwa Boże w domu...
Dorszak się śmiał.
— Już ja te litanie znam... do cerkwi z niemi! do cerkwi! ja tego nie potrzebuję.