Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nagle stając przed kobietą, wszak to Miecznikowa z całym dworem jedzie do Gródka.
Począł się śmiać.
— Dalipan, zabawna historya! Herod baba.... Zdaje im się, że wszystkich Tatarów zabrał z sobą Kara Mustafa! i że tu jak u Boga za piecem siedzieć można!
Zobaczemy...
— Ale ja ich tu mieć nie chcę — dodał — i prędko wykurzę, aż im ochota od zaglądania w moje gospodarstwa odpadnie...
Kobieta słuchała milcząca, podparła się na ręku i patrzała w okno, jak gdyby dawno wiedziała, że z nim ani się poczciwie rozmówić, ani go opamiętać nie potrafi.
Im dłużej chodził i myślał Dorszak, tem zdawał się mocniej obruszać i gniewem płonąć. Ruchy jego gwałtowne i cała postać przekonywały, że się powstrzymuje tylko, aby nie wybuchnąć.
W tem kobieta wniosła ręcznik, misę i miskę. Dorszak spojrzał tylko i rzucił się za stół, a psy z obu stron siadły, patrzając mu w oczy. Nim począł jeść, dostał z szafki flaszkę, wypił kieliszek i postawił ją przed sobą. Skutkiem poruszenia i napoju, twarz mu cała się zaogniła... Strasznym był — kobieta ilekroć nań spojrzała, odwracała oczy ze wstrętem...
— A ty jadłaś? spytał kobiety zwracając oczy na nią.
— Nie głodnam, rzekła — trudno było czekać dzień cały...
Urwała natychmiast rozmowę.
— Dziś cię znowu twoja chandra, widzę, napadła? rzekł Dorszak.