Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kobieta i podniósłszy głos zawołała — Tatiano!
Nierychło wtoczyła się kobieta opasła w bardzo zaniedbanym stroju i potoczyła oczyma.
— Jeść! krzyknął Dorszak, siadając za stół, i światła — a prędzej.
Rozłamał był już pieczęć i niecierpliwie usiłował czytać, ale mrok nie dopuszczał; list rzucił na stół.
— Miecznik człowieka z listem przysłał, mruknął, co mu tam do głowy przyszło, on sobie zawsze myśli, że jest tu panem. Ha! ha!
— A któż? odezwała się kobieta.
Dorszak się rozśmiał i w piersi palcem stuknął.
— Któż, jeśli nie ja! Kto tu szyi nastawia tyle lat, aby się w tej dziurze ukrywać? Zje kata, jeśli mi ją z rąk nazad wydrze.
Kobieta ramionami ruszyła.
— Jak mi raz dał tu wleść, niewykurzy mnie tak łatwo — mówił, nie zważając, jakby do siebie, Dorszak. Zechce to mu tam z listem co zapłacę... alem nie darmo pracował, aby drudzy korzystali. Gdzie człowiek lat tyle siedzi i haruje, to sobie własność przecież musiał wysiedzieć.
Czego on odemnie chce...
Kobieta patrzała na mówiącego, jakby z politowaniem, ale nie mówiła już nic.
W tej chwili wniosła kobieta świecę i postawiła ją na stole; Dorszak porwał list, począł go czytać, brwi mu się ściągały, plunął i rzucił go znowu na stół — począł chodzić — potem wziął pismo, aby je raz jeszcze odczytać i powtórnie cisnął niem od siebie, ręce w kieszenie włożył, przechadzał się chmurny.
— Ale tego, tom się i niespodziewał — zawołał