Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jak najgościnniej będziemy się starali Kasztelanica przyjąć u nas i wdzięcznem sercem.
Spojrzał, westchnął, ale spojrzenie padało na spuszczone powieki, a westchnienie rozwiało się niedosłyszane.
Jadzia ukłoniła się raz drugi, chcąc rozmowy dokończyć, Kasztelanic przeciągnąć ją napróżno usiłował, zawróciła się i odeszła szybko.
Miecznikowa przystąpiła doń.
— Nie mam łaski u panny Jadwigi, — rzekł wzdychając.
— Dziecko trwożliwe, to się znajdzie później — nieśmiała jest, miej waszmość cierpliwość, ja nad nią pracować będę.
Całował jeszcze ręce Miecznikowej Kasztelanic, a że godzina była spóźniona, żegnać już musiał. Na valetę jeszcze naprzeciwko kazał dać wina zaprosiwszy dwór i towarzyszów podróży, Sieniutę i ks. Żudrę, i jakoś wielki smutek, który miał na sercu, trochę przepadł i zwolniał.
Nazajutrz do dnia potrzeba było powracać Kasztelanicowi — i choćby się chętnie jeszcze zatrzymał, musiał rad nie rad wyruszyć.
Znużone konie i ludzie wymagali tu spoczynku choć przez dzień jeden. Na podziękowanie Bogu za ocalenie cudowne, posłała p. Miecznikowa piękny dar do klasztoru o wotywę dziękczynną nazajutrz prosząc. Ksiądz Żudra napisał list do księdza przeora Zająca, a Nikita poniósł go do dnia do Dominikanów.
Właśnie się wybierano na mszę, gdy długo z powrotem napróżno oczekiwany Nikita przywlókł się z klasztoru, ale tak posępny i przybity, jakby go tam jakie nieszczęście spotkało.