Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Niech będzie Dulęba, a panią niech Bóg prowadzi szczęśliwie.
Obejrzała się i rękę podała pułkownikowi.
— Miecznikowa mnie waćpanu oddaje — ona pani — co czynić, trzeba słuchać! Niemam nikogo! Powóz wyciągał już z zamku przez na nowo sklecony most, a za nim widać było w czerni stojącą Dorszakowę, która patrzała jak osłupiała.... to na oddalającą się kawalkatę; to na świeżo usypaną mogiłę.
Jadzia obejrzała się kilka razy na zamek, na okolicę, która jej się niegdyś wydawała tak piękną i wesołą, a teraz tak smutną. Tyle tu przeżyła — i z tak różnem uczuciem wracała do domu. Szczebiotanie wesołego kasztelanica dochodziło jej uszu, ale go zrozumieć nie mogła. Miecznikowa odmawiała „Pod twoją obronę.“
Ranek był już chłodny, lecz jeszcze piękny i pogodny, konie dobrze wypoczęte. Więc po przebyciu wąwozów, gdy na równiejsze drogi wydobyła się kolebka, ruszono dosyć sporo. Sieniuta kłusował i zagrzewał do pośpiechu, ażeby się wydobyć co rychlej z okolicy, którą jeszcze za niebezpieczną uważał. Szczęściem obawy były płonne i oprócz gromadek ludzi z wozami i zbożem jadących na targi, nie spotkano prawie nikogo do Konstantynowa. Jabłonowski pierwszego dnia był myśli wesołej i zabawiał jak mógł, sobą, rozmową, koniem, z którym dokazywał i strzelaniem do ptactwa, jakie się nawijało.
Jadzia tę drogę wspomnień przebywała milcząca. Jabłonowskiemu dalej nad Konstantynów jechać nie było można, ani potrzeba.
Pokazał się wreszcie drugiego dnia pośpiesznej podróży dominikański klasztor i zamek, a Kasztela-