wie głowę sobie sami ucięli, nie tak są straszni. Murzie ich Szejtanowi syna tu ubito, nie bardzo radzi iść nowej biedy szukać. Tałałajstwo się to zebrało, ściągnęło tu jak na wielką wyprawę, bo ich jakiemiś skarbami złudzono; teraz się znowu rozpierzchli w stepie. Gdyby nawet wyrwała się banda, to nie liczna.
Postanowiono tedy po naradzie, ażeby Dulęby oddział ciągnął po nad granicą, zasłaniając od napadu, a Miecznikowa pod konwojem Kasztelanica, Sieniuty i kilkunastu ludzi miała wyruszyć, aż do Konstantynowa nie stając prawie i nie odpoczywając. Dalej już gościńce były bezpieczne.
Strzeżono się rozgłaszać o wyjeździe w obawie szpiegostwa, bo parobków Dorszaka i niektórych ludzi z miasteczka za szpiegów miano. Wyjazd miał być niespodziany. Potajemnie naznaczono dzień blizki. Wozy ładowano kryjomo. Nikita tem kierował. Ludzie Miecznikowej cieszyli się wielce, bo im serdecznie do domów pilno było. Sieniuta za dwa dni, około pełni, pogodę potrzebną do podróży wróżył.
Nareszcie po rannej mszy, o brzasku dnia, szybko zaczęto wozy zaprzęgać, konie siodłać i do drogi się sposobić. Sieniuta z hajdukami wystąpił jako straż przednia, Kasztelanic stanął u kolebki od strony Jadzi. Miecznikowa już siedziała, gdy niespodziewanie zaszła drogę w czarnej sukni Dorszakowa.
— Co ja tu pocznę sama? — zawołała ręce załamując.
— Pułkownik Dulęba zostaje! odezwała się Miecznikowa — przyrzekł mi nad wami opiekę.
Obejrzała się Agafia.
— A tak! to już Dulęba! Ruszyła ramionami.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/250
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.