Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nic na widok miasteczka westchnął ciężko. Nie skorzystał wiele z podróży, lecz zakochał się już tak, że postanowił na własną rękę Miecznikowej do nóg paść i o pannę prosić.
Mrok gęsty padał, gdy stanęli w miasteczku i gospodę dawną zajęli, w której Sieniuta z konia zsiadł, tak się czując zmęczonym, iż odwiedzenie brata do następnego dnia odłożył.
Ponieważ podróż nadzwyczaj była przyśpieszoną i nużącą, a ludzie i konie głodne, wnet czując się tu bezpiecznymi wszyscy, rozłożyli się obozem wesołym. Miecznikowa zadysponowała wieczerzę, i Kasztelanica zaprosiła na nią. Ludzie czuli się tu już jak w domu, rozchmurzyły się czoła — przeszłość snem się wydawała. Mówiono o niej wesoło.
Kasztelanic smutny był i pomięszany, przy wieczerzy mówił mało. Zaraz po niej wyszła Jadzia do bokówki, ks. Żudra pociągnął do Sieniuty naprzeciwko, Jabłonowski został sam na sam z Miecznikową. Była ona na niego tak macierzyńsko łaskawą, iż go do siebie ośmieliła. Przewalczywszy więc chwilę, przystąpił do niej Kasztelanic niby z pożegnaniem. Miecznikowa sposobiła mu się pamiątką wywdzięczyć za jego opiekę i z owego skarbca dobyty rzęd sadzony agatami przynieść kazała.
Gdy się więc żegnać począł, ona pierwsza dziękowała mu czule i dodała: — Nie odmówisz mi, Kasztelanicu, wiem że ci na niczem nie zbywa, i że w domu wszystkiego masz poddostatkiem, ale ja w imieniu męża muszę prosić, abyś przyjął małą pamiątkę odemnie.
I odkryła dopiero leżący na ławie pyszny rzęd ów pozłocisty.