Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pan jeszcze nie wiesz nic! nic! panie pułkowniku: jaką ja miałam śliczną dziecinę! To była córeczka; oczy czarne, duże, usta malusie. Gdybyś widział te pulchne rączki, a! zjeść je się chciało pocałunkami. Karmiłam ją sama. Przyszedł pijany, od słowa do słowa, począł mnie bić. Opanował mnie gniew, pokarm żółć zatruła i dziecina umarła.
Zakryła oczy.
— Znajdę tam Marynię na drugim świecie, bo juści jest świat drugi? Ale jego tam nie będzie, bo musi być i świat trzeci.
Dulęba słuchał i czuł, że mu się chwilami zbierało na łzy, opuścił głowę.
— Nieszczęśliwa kobieta! — rzekł w duchu.
Jakby zapomniawszy o dziecku, Agafia nagle spytała.
— Powiedz-że mi, kiedy mogiła porośnie?
— Prędko, prędko, na wiosnę — rzekł pułkownik, ale nie myślmy o tem. Jeśli to dla waszego spokoju potrzebne, ja ją odarniować każę.
— Tak! tak! odarniować, oszukamy czas i serce, powiemy sobie że to już bardzo stara. mogiła. Ale w niej pierścionek....
Dulęba znowu wstał.... Agafia wydawała się jakoś przytomniejszą. Zawołała Horpynki, która była w drugiej izbie.
— Sorbet przynieś pułkownikowi, wody, co chce, kawy, niech nie odchodzi. Samej mi straszno.... Tylko cybucha nie! nie! Mógłby mnie nim bić! Nie mogę znieść jego widoku.
— Zlituj się pani! któż rękę na kobietę podnieść może?
Agafia poczęła mu się przypatrywać.
— Nie wierzysz? — rozśmiała się.... a! boś żony