Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie miał! Żony bywają złe, a mężowie bywają pijani.
Musiano aż odwołać pułkownika tak się u wdowy zasiedział; wychodząc pot kroplisty otarł z czoła — Dulcis recordatio praeteritorum, mruknął — tyle tego!






Drugiego dnia wyszła z matką razem Jadzia, blada, z oczyma trochę zaczerwienionemi, ale spokojna. Kasztelanic ją przywitał bardzo troskliwie, dopytując się o zdrowie: popatrzała nań trochę, podziękowała mu cicho i odeszła. Nawet ksiądz Żudra znajdował, że się czegoś zmieniła bardzo, przypisując to wrażeniom, wśród których najmniej się czuje bólu, ale on po nich dopiero przychodzi, gdy się zmierzy niebezpieczeństwo. Miecznikowa mocno była ciągle zajętą, nie dziw więc, że zostawiła Jabłonowskiego i księdza Żudrę, a na gospodarstwie w zastępstwie swojem Jadzię. Kasztelanic próbował z nią na rozmaite sposoby rozmowę prowadzić ożywioną, — a była zimną, przerywaną i ceremonialną. Z różnego tonu starał się ją rozpoczynać, nie szła z żadnego. Jadzia słuchała roztargniona, odpowiadała półsłówkami, często zdawała się nie słyszeć i nie rozumieć. Kto inny byłby zrozpaczył, Kasztelanic miał tę szczęśliwą ufność w siebie, która nie daje się przełamać; zresztą dosyć mu było patrzeć w piękne oczy Jadzi.
Kochał się jak młodzieniec, który potrzebuje się kochać koniecznie, a że obrany przedmiot w istocie był zachwycającym, miłość stawała się gwałtowną i niepohamowaną. Natrętnie więc przesiadywał przy Miecznikównie. Matka przechodząc mogła to widzieć, nie mówiła jednak nic — i owszem cieszyła