Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i że nie ma co po nim płakać, nie śmiałbym tego jej powiedzieć, tak świeżo po jego zgonie.
— Piękny zgon, psy go jadły! mruknęła Agafia, i pochowany bez głowy. Ale cóż mi chcesz powiedzieć?
— Jabym się z panią ożenił, Bóg widzi, rzekł nagle Dulęba.
Agafia zaczęła się śmiać.
— Ja jestem stara kobieta — rzekła — uboga, chora, daj ty mi pokój.
— Ale ja cię kochałem i kocham....
— Nie — nie — nie, dosyć miałam jednego męża! dosyć! dosyć. Wstrząsnęła się.
I on mnie niby kochał dopóki się nie ożenił, a potem bił mnie cybuchem i zamykał w lochu, choć mu byłam wierną jak pies. Nie — nie chcę.
— Ale to był zły człowiek! — zawołał Dulęba.
— A któż może przed ślubem powiedzieć jakim będzie po ślubie? O! nie! nie! i potem, broń Boże śmierci, znowu bez głowy! Mówiła jakby na pół obłąkana.
— Nie będę nalegał — kończył Dulęba — lecz zostań pani — zobaczemy....
Jeśli powrót do rodziców będzie możliwy.... Żal się ukoi, pani mnie lepiej poznasz.
Agafia szyła bardzo pilnie, zdawała się patrzeć na chustkę i nie widziała nic. Potrząsała głową zamyślona.
— Ja jestem stara kobieta, mruczała — niewiem kiedy się zestarzałam, bo mi się zdaje że wczoraj byłam młodą, ale to jakoś przeszło. Obudziłam się obita; sińce, krew i siwizna.
To mówiąc rękami chwyciła rozrzucone długie włosy i zaczęła je rozbierać.