Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Może ja tu zostanę — szepnął Janasz. Dworak się porwał.
— To nie może być! a! nigdy w świecie! Jejmość i jegomość kochają was jak syna, panienka jak brata, gdzieby zaś was mieli na tej pustyni zostawiać na pastwę tej dziczy.
— Żołnierz jestem — rzekł Korczak, wojować muszę — a w Mierzejewicach zgnuśnieję.
Nikita potrząsnął głową. Drzwi się otworzyły; weszła Agafia z włosem rozpuszczonym jak obłąkana. Stanęła w środku izby i obejrzała się.
— Pochować go trzeba! rzekła.
Janasz i Nikita słuchali w milczeniu.
— Pochować go muszę — dodała i zwróciła się do Nikity.
Dworak zwlókł się, choć stękając.
— Weźmiemy ludzi i przyniesiemy ciało.
Agafia potrząsła głową i zwróciła się ku drzwiom.
— Chodźcie — rzekła — ja zapłacę.
Otworzyła drzwi i oglądając się wyszła. Janasz, którego litość brała, wstał także. Poszli za nią, a z dziedzińca zabrali jeszcze dwóch ludzi.
Z okna zaś zobaczywszy Agafię Dulęba, zbiegł także i przyłączył się do nich.
— Trzeba wziąść księdza — odezwał się. Kobieta jakby nie słyszała, nie zwróciła się ku niemu; potem tylko potrząsła głową. Szli więc dalej. Ponieważ przez parów przebrnąć się było trudno, Nikita w lewo zobaczywszy czółno, które Tatarzy tu zostawili, odwiązał je i siedli doń wszyscy. Agafia ciągle milcząca, zamyślona, patrzała w miejsce, gdzie ciało leżało. Około trupa stały głodne psy z miasteczka, zakryła sobie oczy.
Gdy wysiedli na ląd poczęła iść znowu na prost.