Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na nogi, inni klękali na modlitwę. Korczak kamieniem zawaloną bramę oczyszczać kazał.
Agafia stała jeszcze w oknie.
Ku temu miejscu, w którem leżało we krwi ciało, zbliżał się oddział Dulęby. Chorągiew przystanęła. Kołem okrążono trupa. Ludzie z koni patrzali nań długo.... potem nadeszli piesi i otoczyli go kołem. Agafia drgnęła, poruszyła się i szybkim krokiem wyszła z izby. Nie patrząc przed siebie, puściła się ze wschodów, przez tłum przebijając się przeszła podwórze. W bramie wdrapała się na kamienie i spuściła z nich do furty.... Potem widać ją było wychodzącą z zamku, brnącą przez parów i ciągle z oczyma wlepionemi w jeden punkt, idącą wprost ku trupowi.... Jakaś siła nadprzyrodzona zdawała się ją ciągnąć i prowadzić. Wojskowi jadący ku zamkowi ustąpili jej z drogi, nie spojrzała na nich — nie widziała pewnie że ich pominęła....
Na kilka stai od trupa stanęła, ręce załamała opuszczone i znów, parta naprzód, poszła.
W miejscu ubitem kopytami tatarskich koni na tokowisku leżało ciało Dorszaka bez głowy. Krew po części w ziemię wsiąkła, w części zgęsła stała czarną prawie kałużą. Ręce miał jeszcze sznurem związane.... Agafia siadła naprzeciw niego, podparła się dwiema dłoniami, patrzała znowu, jakby nasycić się chciała tym widokiem.
Wrażenie tej pierwszej chwili po oswobodzeniu od niebezpieczeństwa które się zdawało nieuniknionem, od groźby śmierci którą wszyscy mieli przed oczyma — porównać chyba można do przebudzenia się człowieka po śnie i duszącej zmorze, gdy nagle otwarłszy oczy ujrzy światło, zobaczy błękit niebios, posłyszy ptactwo śpiewające pieśni poranne,