Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rozżarta była z obu stron. Z ciężkością ludzie się z sobą rozmówić mogli, taki szum i krzyk nieustanny wił się w powietrzu. Pomagał mu wiatr silny, który niebo oczyścił z chmur. Słońce wschodziło krwawo i jaskrawo. Dymy osiadały w dolinie porozciągane jak zasłony pół-przejrzyste.
Na górze w oknie, ksiądz Żudra w komży i stule, z krzyżem w ręku, z brewiarzem w drugim, kończył ranne modlitwy.... Wizerunkiem Zbawiciela żegnał mężnych obrońców i kreślił krzyż w powietrzu, jakby chciał nieczyste rozpędzić siły. Za nim stojąca Miecznikowa różaniec przebierała w palcach, ale na stole przed nią nabitą broń widać było. Przewidywano ostateczność, gdy się już na samej wieży bronić przyjdzie. Pani Zboińska kazała kamienie z podłóg wyrywać, na dole gotowano wrzątek w kotłach.
Jadzia wchodziła do izby, gdy pani Miecznikowa ujrzała Janasza, który biegł ku wrotom, prowadząc za soba Nikitę.
— Jak to? zawołała — Janasz wstał?
Nikt jej nie odpowiedział.
Widać było ztąd jak z rusznicą stanął, podniósł ją i wypalił, potem ludzi począł rozstawiać i przebiegł na inne miejsce.
Jabłonowski stracił był już znowu nadzieję i przytomność, chodził zburzony, popod murem ręce łamiąc i ludzi swych popychając. Wnet go w dowództwie zastąpił Janasz i objął je. Z murów można było dojrzeć tatarskie obroty. Zalegali oni dolny zamek cały, budynek przed bramą i rojem leżeli od wąwozu. Część ich drabiny wiązała, aby się wdrapać na mur dzielący dwa podwórza.
Ale tu obrona była dzielna i trupami już podesła-