Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ny wązki przesmyk dowodził, że oblężeni nie stracili otuchy. Nikita skradał się na pnących ku górze i więcej ich obalił kamieniami niż drudzy strzałami.
Lecz liczba oblegających była tak wielka, iż w końcu zdobycie stawało się nieuchronnem.... bo środki obrony wyczerpać się musiały. Strzelano już oszczędzając prochu i kul. Kamienie, które spychano, mogły w końcu wał pod murem usypać, któryby wdarcie się nań ułatwiał.
W podwórcu lament i rozpacz były okropne, kobiety zawodziły jak przy umarłych, tuliły dzieci i zachodziły się od płaczu. Starcy siedzieli jak skamieniali i zobojętnieli.... inni o mur głowami tłukli, modląc się razem i przeklinając.
Tatarowie zdołali podłożyć pod bramę ogień, pomimo strzałów, i kłąb dymu już się koło niej podnosił powoli....
Udało się Janaszowi, śmigownicę tak wykierować, iż zmiotła z dachu przyległego budynku cześć Tatarów. Kula przebiła wczoraj nadpalony pułap i reszta dziczy stojącej na nim, zawaliła się z trzaskiem i krzykiem w głąb budowy. W ten sposób obroniono się od dokuczliwych strzałów, które sięgały do wnętrza, a ściana budynku stawała się zasłoną.
W chwili, gdy się to stało, dzicz oblegająca wydała wisk mściwy i zajadły, od którego wszyscy zadrżeli.
Był to pierwszy prawdziwie szczęśliwy wypadek od rana. Ludzie Miecznikowej powitali go radośnym okrzykiem. Jabłonowski usłyszawszy to, pobiegł do Janasza, który już znowu śmigownicę ładował.
Słońce wschodziło po nad otaczające wzgórza,