Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Janasz wcale się do snu nie sposobił: potrzeba było czuwać. Wieczorem przyszła gorączka, ale ta raczej pomogła niż zaszkodziła, dawała siłę choć kosztem życia i chwilowo. Któż się z godzinami jego rachuje, gdy o spełnienie świętego obowiązku chodzi?
Obwinięty płaszczem, Korczak postanowił od jednej do drugiej chodzić straży i czuwać nad ludźmi, których łatwo mógł uśpić pozór bezpieczeństwa. Wszystko to, co on i Nikita słyszeli na zamku od ludzi, przekonywało, że Dorszak, znający miejscowość doskonale, mógł sam naprowadzić Tatarów. Tatiana, którą widziano przesuwającą się, gotową była pomódz im do wdarcia się we wnętrze jakąś nieznaną drogą, mogła podrzucić ogień. Ciemna noc ułatwiała podkradnięcie się pod mury. Ludzie nie umieli odgadnąć z której bałki można się było napaści spodziewać, musiano więc ze wszech stron się pilnować. Szczęściem noc była cicha i tentent koni słyszeć było można zdaleka.
Ludzie stali nastawiając ucha. Na zamku nakazano milczenie i czaty się tylko odzywać miały prawo.
Kilka razy wchodził Janasz na jedną i drugą basztę, usiłując przejrzeć gęste ciemności, lecz noc pokryła świat tak grubą zasłoną, że zaledwie niebo od ziemi rozróżnić było można.
Miecznikowa świadoma niebezpieczeństwa, dzielić je chciała z innymi, nie kładła się więc i z różańcem chodziła po izbie, zamyślona o domu, o mężu, o dziecięciu i o powrocie do Mierzejewic. Niepokoiło ją to, że Dulęba słowa dotrzymać nie mógł a ludzi było niewielu, Janasz słaby i nikt, oprócz Nikity, zastąpić go nie mógł. Posyłała kilka razy