Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Fartuch jej pomagał, bo go gryzła ciągle, nim się na słowo zebrała. Pochyliła się ku Nikicie.
— Ona już powróciła! — szepnęła szybko i podniosła się, jakby nie mówiła nic.
— Któż ona?
Znowu chwila upłynęła.
— Ona, Tatiana.
— A! zawołał Nikita, to cóż?
— Ona już tu nie darmo.
— A gdzież jest?
Dziewczę ramionami ruszyło.
— Albo to kto może wiedzieć?
— Przecież powiadasz, że wróciła?
— Bom widziała jak się wkradała, a potem, o ho! ona tu zna kryjówki wszystkie, mysze dziury — ona tu pani, jej tu nikt nie znajdzie.
Schyliła się ku Nikicie.
— Siedziałam pod szopą, gdy weszła przelękła. Śliznęła się gdyby wąż, zobaczyła mnie, podbiegła. — A ty tu? żmijo! Ona mnie nazywa żmiją! Ona sama gorsza od żmii. I w ucho mi krzyknęła: — Jak słowo powiesz komu, żeś mnie widziała — zaduszę.
Zamilkła chwilę....
— Albo to ona zadusić nie może? Może, ale ja nie mogę milczeć. Tyle dusz chrześciańskich — ona wszystkich zgubić gotowa. Ona może, ona może.
Dokończyła poruszeniem głowy i rękami.
Nikita słuchał zdziwiony i niespokojny razem.
— Mówże gdzie jej szukać? jak ci się zdaje?
Horpynka mocno podniosła ramiona, a wyciągnęła ręce, mnąc w nich fartuszek.
— Albo ja wiem, poczęła — tu lochy a lochy i pod lochami lochy, het — wszędzie, w murach nawet jakieś chodniki. Kto tu co znajdzie! Tu strach mie-