Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

białą na baszcie wywiesić chorągiew, albo — jeśliby żadnej nie było do wieczora, grozili napadem.
— Na tatarską wiarę się zdać niepodobna, rzekł Janasz — na zamku bronić się można, choć z garścią małą. Tatarowie dział nie mają, mury wysokie są i mocne, a staw, a broń przecie, której dosyć na nas jest, a ciżba ludu, w obronie własnej także czynną być musi!
Dziej się wola Boża!
Słowa te powtórzyła Miecznikowa.
— Dziej się wola Boża!
Nikita podsłuchiwał podedrzwiami, obawiał się, ażeby dla spokoju okupu nie dano. Odszedł prawie uradowany i świszcząc siadł pod murem, z chlebem i ogórkiem w ręku.
W drugim dziedzińcu obcych nie było, bo tu ich nie wpuszczano. Większa część ludzi obiadowała i gwarzyła w dolnej izbie, reszta na basztach i przy murach czatowała. Zdziwił się podniósłszy oczy Nikita, gdy w tem samem miejscu co wczora zobaczył znowu Horpynkę, stojącą z fartuchem w zębach. Wyglądała tak jakby i teraz chciała coś powiedzieć.
Nikita, któremu wynędzniałego dziewczęcia żal było, podniósł chleb swój do góry, pokazał go jej i zapytał: czy chce jeść?
Potrząsła głową.
— Cóż ty tak tu stoisz pod murem? — zapytał.
— Ja coś mam powiedzieć — szepnęła — ale się bardzo boję.
Nikita skinął, aby podeszła; zawahała się, obejrzała lękliwie i kołując powoli przybliżyła ku niemu i sparła o mur, bose wyciągając nogi, pokaleczone, poobwiązywane liśćmi i szmatkami.