Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ani myśl, dobrodzieju — odparł. Żadna siła ludzka mnie w łóżku nie uwięzi, kiedy jest niebezpieczeństwo. Gorączka przeszła, rany nie znaczą nic, a robić jest co!
— Zaczekaj tylko chwilę — proszę cię — rzekł ksiądz póki ja nie wrócę.
Nikita zabawiał go rozmową, gdy ksiądz Żudra się wymknął i poszedł o wszystkiem uwiadomić Miecznikową, która się zaraz sama iść wybrała. Jadzi radziła zostać, lecz dziewczę spojrzało tak smutnie i błagająco na matkę, że jej wreszcie iść z sobą pozwoliła.
Wśród rozmowy z Nikitą, weszły obie; Janasz poruszył się i zarumienił.
— A pani! zawołał — przebaczcie, jam już dawno na nogach być powinien, wstyd mi, że leżę.
— Zakazuję waćpanu się ruszać — pod posłuszeństwem — odezwała się Miecznikowa. Niema żadnej ani potrzeby, ani obawy. Ludzie sobie uroili, że nas i tu mogą napaść Tatarowie, że ich ma Dorszak naprowadzić, ale to czyste sny są i strachy.
Jeszcze mówiła Miecznikowa, gdy ogromny krzyk dał się słyszeć od dolnego zamku. Zadrżeli wszyscy, Nikita się rzucił zaraz....
Cisza trwała chwilę, potem gwar. Wszyscy pobiegli do okien, ale ztąd nic widać nie było.
Już miał się ksiądz Żudra wybrać na zwiady, gdy Nikita zdyszany powrócił.
Miał kawał żółtego papieru w ręku i minę trochę skłopotaną.
— Kto ich wie co to to jest, odezwał się, papier podając. — Jakiś człek od gór czwałem świszcząc przyleciał do mostu, na moście papier rzucił i wnet