Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a pani zechce — przyszłej nocki możemy się schronić do pieczary.
Wyszedł Nikita, a choć jeszcze dzień zaledwie się obiecywał, na miasteczku spotkało go dużo ludzi. Wszyscy chodzili niespokojni.... Spędzano bydło, ładowano wozy, niektórzy prosili się na zamek, inni milcząc wybierali się w góry i parowy. Wszyscy niemal pewni byli, że Tatarzy przyjdą. Znali Dorszaka.
Wzdychając patrzeli niektórzy na swe domy, które z płomieniem pójść musiały. Niewielu ufniejszych w to, że orda się nie waży, że pułk Dulęby ją odstraszy, chcieli pozostać na miejscu. Ale i ci rzeczy znosili do lochów i dołów, szukali kryjówek, aby w pierwszej chwili schronić się do nich, gdyby orda wpadła. Wiedzieli, że nigdy Tatar długo ani oblega, ani w miejscu uleżeć może — że tylko pierwsza jego napaść najstraszniejsza.... Tu zaś, czyby zamek wzięli czy nie, osadzać go nie mogli.
Dwóch ludzi korzystając z mroku, już pod mostem pale słomą okręcało, oblewając smołą i dziegciem. Nikita wpadł na zamek z nowiną o pieczarze, wprost do pułkownika, który w izdebce księdza Żudry dnia oczekiwał, wcale kłaść się nie myśląc. Popijał co mu dawano, przekąsywał co się znalazło, ziewał i gadał nieustannie, a oknem wyglądał, czy nie czas mu do swoich, aby zaraz posiłek dać zamkowi i w porę ludzi przysłać.
Gdy Nikita ze swą obwiązaną głową zjawił się we drzwiach, Dulęba właśnie opowiadał ze szczegółami księdzu, jak się kochał w Agafii i jak ona naówczas wyglądała. Klął, wzdychał i pił, cały rozogniony tem, że mu los zdarzył ją dziś z tego okropnego wyzwolić lochu.