Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

To mówiąc stary odciągnął go na stronę.
— Dorszak uciekł?
Nikita począł z zapałem opowiadać o losach zdrajcy i jego żony. Stary głową trząsł i niepokoił się coraz mocniej.
— No — Dulęba, to cała nadzieja, on nas może uratować, jego się Tatarowie boją — on jeden im straszny; a no....
Nie dokończył Abram i nachylił się do ucha Nikicie, lecz jakby namyśliwszy się i nic nie powiedziawszy odstąpił, dając znak ręką, że się to na nic nie zdało.
— Mów, podchwycił Nikita.
— Jest lepsza u nas kryjówka niż na zamku — a no, już może do niej późno. W miasteczku o niej nie wie osób więcej jak dwie lub trzy. Dorszak napróżno zawsze starał się ją odkryć. Tajono ją przed nim. Kilkaset lat temu już, jak się ludzie w niej od napadów dziczy tej kryli.
— Gdzie?
— W górach, niedaleko, jest pieczara, do której trafić, kto nie wie, niepodobna. Wielu ona już tysiącom ocaliła życie, ale — zapóźno do niej, a w biały dzień, nie można.
Nikita wyjrzał przez okno: na niebie zaledwie szarzało.
— Gdyby to pewne było, niechby pani i panienka się skryła, my byśmy się na zamku bronili.
Abram też do okna poszedł.
— Późno — rzekł — nim się wybiorą, nim wyjdą, dzień się zrobi, nic nie gotowe.
— Zatem na zamek — dodał Nikita, możecie się schronić i wy i kto z wami będzie, ale żywność zabierajcie.... Jeżeli Tatary do nocy nie nadejdą, no —