Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szedł ale leciał gniewny, wpadli na ganek i po wschodach na górę.
Drzwi były ze środka zamknięte. Poczęli stukać i dobijać się mocno. Zrazu grobowa im cisza odpowiadała, dopiero gdy we dwu poczęli drzwi wysadzać, kroki się słyszeć dały. — Kto tam?
— Otwierać! krzyknął Dulęba.
W zamku odezwał się klucz i na progu pokazała się tłusta owa Tatiana z ogarkiem w ręku. Dzikiem wejrzeniem zmierzyła wchodzących. Twarz jej zwierzęco obojętna, a razem chytra, oświecona blaskiem światła, które ręka zasłaniała, pełna była i gniewu hamowanego i trwogi.
— Gdzie twoja pani? krzyknął Dulęba przystępując.
— Albo ja wiem, pojechała! z pozorną obojętnością — poczęła kobieta — co ja wiedzieć mogę.
— Kłamiesz wtrącił Nikita.
Kobieta zbladła i chciała odchodzić; Dulęba żelazną dłoń położył jej na ramieniu.
— Mów! — zawołał — lub z życiem nie wyjdziesz. Bierz klucze i prowadź.
— Zamknęłaś ją do lochu z rozkazu pana — rzekł Nikita. — Kobiecie drgnął ogarek w ręku, krzyknęła, z za ramienia odwróciła się ku Dulębie.
— Co wam do jego żony! co wam do niej! Ona się z nożem do niego rzuciła, to wściekła, ona szalona. To ich sprawa nie wasza, a on się pomści. Jej puszczać nie można!
— Prowadź, nie gadaj — zawołał Dulęba — natychmiast.
Tatiana chciała się im wyrwać z rąk, ale z drugiej strony chwycił ją Nikita i wyrywała się napróżno.... Ogarek potoczył się na ziemię, ale nie za-