Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Paneczku — rzekł drwiąco — mnie tu postawili na straży, i póki ja żyję, ani wasza, ani niczyja noga tu nie stąpi.
Podniósł rusznicę do pół.
Dorszakowi zatrzęsły się ręce, odstąpił krok.
— Coście wy poszaleli? zaryczał, pani zabita, z tamtych niewiem czy noga ujdzie. Ja odpowiadam za wszystko przed Miecznikiem.
— Pewnie, najprzód za życie jejmości i jedynego pańskiego dziecięcia — przerwał oburzony Hołoba — siebie toście uratowali przecie. Zmierzyli się oczyma, lecz Hołoba się nie zląkł wcale.
— Ja was wszystkich tu, zwoławszy ludzi z miasteczka, powiązać każę i do lochu wrzucę.
— A no! abo my co lepszego od pani! — wrzasnął hajduk — paniąście wydali Tatarom, możecie i nas im sprzedać.
Słowa te natchnęło Hołobie znać to co na miasteczku słyszeć mógł między ludźmi.
Z niewypowiedzianą złością rzucił się ku niemu Dorszak, ale zmiarkowawszy, że za słabym jest, odstąpił. Krzyknął na parobka. Ten ukazał się z za muru.
— Na miasteczko! ludzi zwołać na zamek!
— Dzieci, krzyknął Hołoba do swoich, rusznice sposobić! do bramy! do mnie!
Ruszyli się wszyscy. Podstarości, któremu się zdawało, że zastraszy, począł chodzić przed wrotami cały w pasyi, pięści podnosząc.
Milczenie trwało kilka minut, zbliżył się do hajduka łagodniejąc.
— Nieszczęście się stało — zawołał jęczącym głosem — cóżem ja temu winien! Któż tu mógł przewidzieć szajkę Szajtana. Nie bądźcież bezrozumnymi,