Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trzeba to ocalić co zostało. Puście mnie, pozamykać muszę i spisać.
— Pozamykano — rzekł hajduk krótko.
— Ale cóż wy, poszaleliście czy co? jutro lub pojutrze głodem was wezmę.
— A no! jak się uda — odparł Hołoba — ja i jutra czekać może nie będę: wozy spakuję i pojadę z niemi, do domu.
— Ja nie puszczę! ja przed panem za to stoję! krzyczał Dorszak.
— Albo ja, bom ci tak dobry przed panem jak i wy, wtrącił Hołoba.
— A to! piekło z tą hołotą, zaśmiał się dziko tupiąc nogami i zgrzytając zębami Dorszak.
Hołuba tym czasem wrota i furty założyć kazał drągami i znikł. Podstarości pochodził jeszcze, rwąc się za włosy i skoczył do domu. W ganku stała jak wprzódy Tatiana.
Dlaczego mu tak pilno było dostać się na górny zamek, to się tem chyba tłumaczyć może, iż się skarbu domyślał i co prędzej go w ręce swe chciał pochwycić. Pomiarkował jednak, wysławszy na miasteczko zwoływać gromadę, że zbytni rozgłos natychmiast po wypadku nie był dobrym. Kazał Harpynie odwołać nazad posłanych, aby wracali.
Sam zwolna wstąpił na ganek.
Kobieta patrzała nań długo i jakby szydersko. Zmęczony był i zdawał się pijanym.
— Cóż z panią i panienką? — spytała pocichu — i z temi ludźmi i z tym młodym?
Ruszył ramionami.
— Nu — napadli, musieli zabić jeśli się bronili, a nie to w jasyrze.