Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Biegli i inni ludzie z górnego zameczku. Dorszak z konia się zwaliwszy jak nieprzytomny, obłąkanemi rzucając oczyma do koła, to stał, to poruszał się niewiedząc co począć.
Hołobie, który załamał ręce — łzy ciekły z oczów jak groch — głowę spuścił na piersi i mruczał: pani, panienka! Trzeba im było jeździć.... o! nieszczęście, Janaszek! i ten.... Jak się tu teraz pokazać przed panem! O Boże, co tu począć.
Dorszak kazał sobie przynieść wody i wódki i nie wchodząc do domu, napił się w dziedzińcu. Twarz jego zamazana krwią i pyłem, wyglądała nie lepiej od tatarskiej — jakaś niecierpliwość i niepokój go opanowywały. Chodził jakby niepewien co pocznie, naradzając się sam z sobą....
Parobcy niemi patrzali nań, w ganku Horpynka przestraszona i Tatiana z rękami w tył założonemi.
Chwila upłynęła, Hołoba nieco do siebie przychodzić zaczął.
— Ale jakże się to stało? — odezwał się.
Dorszak, gdyby rażony, odwrócił się wściekły.
— Kroć sto, co tobie mnie pytać? jak ty śmiesz! Ja tu pan, ja tu teraz pan.
Hajduk podniósł głowę, nie odpowiedział nic i cofnął się. Skinął na swoich, którzy stali osłupieli — i pociągnął ich z sobą na górny zamek.
Dorszak oczyma poszedł za niemi.
Ważył jeszcze co pocznie — aż ręką machnął i szybkim krokiem udał się na górny zamek.
W bramie stał Hołoba z ludźmi, rusznica w ręku, pałasz u boku. Dorszak postrzegłszy go, mruknął.
— Ja tu teraz odpowiadam za wszystko, i wy i co jest należycie do mnie. Tu ja rozkazuję.
Hajduk dał mu mówić, patrzał nań z podełba.