Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy Dulęba spokojnie, wyprostowany rozprawia z Miecznikową, Jadzia ciągle klęcząc nad Janaszem, cuci go i ociera. Własną ręką musiała przemagając obawę i wstręt, wyjąć kilka strzał, które jeszcze tkwiły w nim. Rany nie były niebezpieczne, lecz było ich wiele i krew płynęła obficie. Janasz począł się ocucać, oczy otworzył, zobaczył twarz Jadzi i prędko je zamknął.... Dopiero po chwili głos jej usłyszawszy, przyszedł do siebie i podnieść się usiłował.
— Panno Jadwigo, proszę iść, do matki, rzekł — proszę, i oczyma wskazał ku niej. Jadzia się nie ruszała. Wyciągnął ku niej rękę nie czując, że krwi była pełną, Jadzia uścisnęła ją, zaczerwieniwszy się gdy ciepłą tę krew uczuła. Nikita szepnął, aby odeszła i dała się nareszcie znaglić do tego. Spojrzała na rączkę swą zakrwawioną i wzdrygnęła się.
Pułkownik naglił do powrotu....
— Jeżeli pani Miecznikowa pozwoli, przeprowadzę do Gródka — rzekł — choć w drodze niema się czego obawiać. Tałałajstwo to, gdy raz pierzchnie, bierze nogi za pas i nie oprze się aż na stepie.
Ksiądz Żudra się zajmował rozporządzeniem powrotu. Janasza trzeba było położyć na wózku, bo zdało się że konno jechać nie mógł. Na luźnego konia, musiano ciało zabitego przywiązać, aby go nie zostawiać tak na pastwę nocną dzikiemu zwierzu.... Dulęba samowtór ofiarował się do konwoju, rozporządziwszy swoim oddziałem. Nim jednak przyszło do wyruszenia z miejsca, Nikita rany Janaszka pozawiązywał, obmył, i Korczak napiwszy się trochę wody i wina, wstał o swej sile. Blady był wprawdzie, nogi miał niebardzo pewne, lecz zaklinał się, że z pomocą Nikity na koniu dojedzie.