Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w piersiach szeroki; na koniu silnym i rosłym, wydawał się, jakby z teatru wyjechał na pobojowisko. Strój też miał na sobie osobliwy. Kaftan łosiowy pikowany spodem, na nim kontusz wytarty z grubego sukna pąsowego, na piersi kawał zbroi i ryngraf złocisty z Matką Boską, na głowie misiurkę złoconą z czepcem drucianym, a w nią u góry wpięte pióro czaple. Szarawary jedwabne karmazynowe, buty do kolan, za pasem pistolety, szabla u boku, rusznica u siodła. Wszystko to nie wytworne było, zużyte, stare, ale mocne, a sam człek krzepki i zawiędły.
Popatrzał na kobiety, na omdlałego Janasza, na ludzi postrzelanych i leżące trupy i... przeżegnał się.
Potem powoli z konia zlazł. Pachołek za nim jadący, stary i siwy jak on, zaraz wziął wierzchowca. Po za nim przebiegło kilkudziesiąt jezdnych goniąc Tatarów i nadbiegła odarta piechota z berdyszami i rusznicami, która dalej pociągnęła.
Zdala jeszcze stojąc u konia, przez respekt dla kobiet, nieznajomy pociągnął żupana i kontusza, poprawił misiurki, zbroję nieco przechyloną w miejscu osadził i kręcąc wąsa zbliżył się powoli a poważnie.
— Submittuję się — rzekł kłaniając zwolna i rękę przysuwając do misiurki. Jeśli się nie mylę — jaśnie wielmożna Miecznikowa Zboińska.
Podniosła się z ziemi pani Miecznikowa wpatrując w dziwne to zjawisko.
— Przypominam się, miałem to ja honor i szczęście lat temu, prawda dziesięć, przez półtory godziny, gościć w Mierzejowicach, pułkownik cudzoziemskiego autoramentu, straży nateraz granicznej, Jan