Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

płyną, a widzą ludzie co się dzieje na wysokościach — czemu im nie ma być wolno? mówią sobie, — my im powinniśmy pokazać, że jeśli Niemkom to wszystko jedno — nam nie. Tamte też pono nie lepsze od panów mężów; my domowéj cnoty i czystości domowego ogniska stróżami jesteśmy... powinniśmy wedle sił bronić je od skazy! Albo to nie obowiązek, tego, któremuśmy na wierność przysięgały, od zguby ratować?
Gwardyan aż się rozpłakał mowę tę słysząc, i wstawszy zawołał żywo:
Ego te benedico! in domine... To mi niewiasta! to mi mężna! to mi kobieta! Co ja ci mówić mam!... Niech Bóg błogosławi! Czyń jakeś natchniona..
Tedy co miał ją O. gwardyan nawrócić, stało się, że ona księdza na swoją wiarę przeciągnęła, a stryj Eligi, który pode drzwiami słuchał, poszedł jak zmyty... Przy mszy świętéj udzielił sam kapłan pobożny zwykłéj dla podróżujących benedykcyi, któréj cały dwór jejmości był przytomny. Potém nie było już co myśleć, aby się pani Zygmuntowa od zamiaru swojego komukolwiek odwieść dała, i poczęły się nie żartem przygotowania do drogi.
Łzy otarłszy Elżusia, podpasana, w lekkim kubraczku, wydawała, spisywała, liczyła, chodziła, krzątała się, bo nie tylko wybór był na jéj głowie, ale i dom, który podczas niebytności musiała zostawić bezpańskim. Wiadomo jak to z tego łacno ludzie korzystać umieją. Pora była letnia, żniwa za pasem,