Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

któż wie czy do siejby podróż trwać nie miała, albo się i dłużéj przeciągnąć?... Włodarza mieli Piętkowie statecznego człowieka; ale czyby sobie sam radę dał, trudno było przewidziéć! Jejmość też to zmiarkowała... Nużby przyszedł kwaterunek, stacye, rekwizycye dla wojsk cudzoziemskich lub inne jakie nieobrachowane wypadki... I na to obmyśliła radę.
O miedzę od wioski mieszkał stary kawaler, niegdy wojskowy, człek zacny, pracowity, który bywając u Piętków Elżusię prawie jak dziecko własne ukochał i nigdy zdrowia jéj inaczéj nie wypił jak na klęczkach. Zwykł był zawsze mawiać gdy o niéj wspomniano:
— To hic mulier! to mi rycerska żona! to kobieta! to prawdziwa kość z kości naszych... bo to mosanie, i urodziwa jak łania, i śmiała jak żołnierz, i cnotliwa i rozumna.., i kochać umie, i, prawdą w oczy chlusnąć jak ukropem. Wielbicielem był stary Mioduszewski naszéj Elżuni, że się z niego wyśmiewali czasem, ale on na to bynajmniej nie zważał.
Namyśliwszy się posłała Piętkowa po Mioduszewskiego, a ten sam konia okulbaczywszy dla pośpiechu, w pół godziny się stawił. Że wieść przez pana Eligiego o téj wyprawie po całém gruchnęła sąsiedztwie, już coś o tém i stary zasłyszał. Zastał jejmość w ganku, gdy ludziom coś dysponowała... a miał przysłowie: „niech mnie wezmą.“ Tylko nigdy nie dopowiadał kto go miał brać. Zobaczywszy Elżusię, ręcę złożył: