Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wolęż ja rok jeszcze czekać, niż na wieki zostać odegnanym i pogniewać ją znowu?
— No — ja tam nie wiem, rób jak chcesz — odparł Mioduszewski trąc łysinę — wola twoja — mnie się zdaje, że ona temu gwałtowi będzie rada! Rozmyśl się — niechcę brać na sumienie nic... konie gotowe...
Zygmunt chciał i wahał się.
— A stryj Eligi?
— Nie ma go sposobu wziąć, leży jak kłoda, daliśmy mu starego miodu, ani ręką ani nogą...
— Probuj pan — westchnął Piętka — ja na koźle w opończy siądę... wola boża...
Stary jak skoro posłyszał, że się godzi, pobiegł szukać Bartochowskiéj, — ale przed tą ani przed nikim zwierzać się nie myślał.
— Prowadź no mnie asindźka do pani Piętkowéj, mam na sumieniu, że tak cierpi, może ja co na to poradzić potrafię.
Przeprowadzony przez Bartochowskę, Mioduszewski wszedł do pokoju w którym pani Piętkowa z głową opartą na ręku siedziała.
— Królowo moja — co asindzce jest? zapytał prawie przyklękając.
— Trochę jestem zmęczona — wstydząc się i rumieniąc odrzekła Piętkowa; odwykłam od takich hucznych zgromadzeń i...
— Czy się pani na niego bardzo gniewasz? On tam sobie łba nie rozbije z rozpaczy... a ja też!