Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wmawiał mu, że nie pije, zaklinał, zmuszał i około połowy trzeciéj butelczyny dokazał tego, iż stryj już przebudzić się nie dawał wcale.. Posadzono go w kątku tak aby sobie spokojnie mógł chrapać — a niezmordowany Mioduszewski poszedł najprzód o koniach radzić, będąc pewien, że Piętka się zgodzi na to porwanie... Borodziczowi się to niepodobało, wszakże nie opierał się.
Z końmi było dosyć trudno, o wydanie koła z lamusa musiał chodzić aż do wojskiego i całą mu rzecz sub rosa tłómaczyć, że szło o tak wielką sprawę jak o pogodzenie małżeństwa. Zapalono latarkę, dostano kluczów, dobrano jakoś koło, ludzie jejmości byli w istocie pijani tak, że z nimi jechać ani myśleć....Gdy wszystko przygotował, stary wrócił do dworu i począł Zygmunta szukać. Ten jeszcze stał na straży, gdyż jejmość dotąd nie wyszła z pokoju panny młodéj, choć tam pani Bartochowska około tego pracowała by na pokoje wróciła.
— No — posłuchaj Zygmuncie, rzekł Mioduszewski: — chcesz ryzykuj się, albo starosta, albo kapucyn... rady nie ma! Ona siebie i ciebie rok jeszcze będzie tak ciągnęła daremnie... nie mogąc się zdecydować... Waż się na śmiały krok... jeśli chcesz.
— Na jakiż? zapytał Piętka.
Mioduszewski począł mu szeptać na ucho... W Zygmuncie stary niedogasły szaławiła się odezwał — uśmiechnął się — lecz zawahał w prędce...
— A jak się pogniewa? jak mnie wypędzi? Nie